FilmComment- grafomaństwo kinomaniaka...Kategorie: Film i Telewizja Liczba wpisów: 27, liczba wizyt: 48640 |
Nadesłane przez: Kony 09-09-2014 20:29
STRAŻNICY GALAKTYKI
Filmy na podstawie komiksów od pewnego czasu zalewają światowe kina i do takiej sytuacji powinniśmy się przyzwyczajać, gdyż największe wytwórnie co chwila zapowiadają kolejne produkcje tego typu. Ja osobiście nie zasmucam się z tego powodu- trylogię o „Batmanie” Christophera Nolana uważam za kino na najwyższym poziomie, a Robert Downey Jr w roli Iron Mana sprawdza się doskonałe. Tak więc, kiedy do kin wszedł najnowszy film opowiadający perypetie komiksowych bohaterów nie pozostało mi nic innego, jak zakupić bilety i wyruszyć na seans…
Fabuła „Strażników Galaktyki” jak na świat komiksów jest dość typowa- głównego bohatera poznajemy w roku 1988 w raczej przykrym momencie jego życia: właśnie w szpitalu umiera jego mama. Wściekły i zrozpaczony Peter Quill wybiega przed budynek, gdzie zostaje porwany przez statek kosmiczny. Jedyna pamiątka, jaka mu pozostaje to leciwy walkman i składanka nagrana przez jego matkę na niezastąpionej kasecie magnetofonowej…
Cóż mogę powiedzieć o aktorstwie- jest dobre. Nie wiem co więcej dodać, ciężko się do czegoś konkretnego przyczepić, ale też nikt nadzwyczajnie się nie wyróżnia. Jedno natomiast jest pewne- coraz więcej nowych twarzy widać w Hollywoodzkich produkcjach, co mnie osobiście bardzo cieszy! Obok aktorów bardziej znanych, jak Zoe Saldana czy Michael Rooker, widzimy Chrisa Pratt’a, Dave’a Bautistę i Lee Pace’a, których większość z Was pewnie nie kojarzy. Co ciekawe, najpopularniejsi aktorzy z obsady udzielili jedynie swoich głosów: Bradley Cooper wcielił się w postać Rocket’a, a Vin Diesel w Groot’a. O ile o Cooperze mogę powiedzieć, że odwalił kawał dobrej roboty, bo jego postać gada dużo, szybko i zwykle w specyficzny sposób, to Diesel być może nie musiał uczyć się tekstów całymi nocami, ale jest najbardziej charakterystyczną postacią całego przedsięwzięcia- kto obejrzał, ten zrozumie.
Reżyseria i scenariusz są naprawdę dobre! Za oba aspekty odpowiada James Gunn, który do tej pory nie miał na swoim koncie zbyt spektakularnych sukcesów. Przypuszczam jednak, że po „Strażnikach Galaktyki” dostanie kolejne szanse, bo tutaj roboty zdecydowanie nie spaprał.
Przechodzimy do spraw kluczowych, a mianowicie przed nami technikalia i muzyka. Co jak co, ale tutaj film błyszczy! Sceny z rozmachem, pełna paleta kolorów we wszelkich znanych mi odcieniach i muzyka z lat 70 i 80- to po prostu musi się podobać! Efekty specjalne są tak świetnie zrobione i tak wszechobecne, że człowiek w pewnym momencie przestaje zwracać na nie uwagę! A muzyka jest genialna, i wbrew pozorom nie chodzi mi tu o same piosenki, bo to klasyki gatunku. Są one po prostu świetnie wkomponowane w akcję, piękna robota!
Najwyższy czas na podsumowanie, a tutaj muszę się postarać, bo wcześniej nie byłem w stanie oddać charakteru tej produkcji. Jest to bardzo dobry, naszpikowany efektami specjalnymi film podlany świetnymi motywami muzycznymi! „Strażnicy Galaktyki” to lekkie kino, które niezobowiązująco można oglądać szukając odprężającej rozrywki. Na ekranie ciągle się coś dzieje, sceny dynamicznej akcji przeplatają się ze świetnymi dialogami i chwilami pełnymi dramatyzmu. Przypomina mi się stare dobre kino sci-fi: nieco szpanerskie i kiczowate, ale dzięki temu niezwykle wyraziste! Trochę z „Gwiezdnych Wojen”, nieco z „Powrotu do przyszłości”- wypisz wymaluj lata osiemdziesiąte! Jest to niezobowiązująca rozrywka dla widza w wieku od 5 do 65 lat.
MOJA OCENA: 8