Zwyczajne życieKategorie: Rodzicielstwo Liczba wpisów: 47, liczba wizyt: 91104 |
Nadesłane przez: oaza 26-02-2011 21:58
Przedwczoraj Mati zaczał wymiotować. cokolwiek zjadł od razu sie tego pozbył. Mało tego, nie było nawet mowy o nawodnieniu go, bo absolutnie nie chciał nic pić. I tak całe popołudnie i wieczór. zmierzylismy temperaturę: 37,6, więc nie ma co panikować. Jak nic w niego nie wmuszalismy to szalał. w życiu bym sie nie domyśliła, że mu coś dolega.
Wczoraj rano juz spokojnie zjadł kanapkę i dorwał sie do butelki wody...Pił i pił i pił. Czas późniejszy pokazał, że juz było po wszystkim. Niestety, mnie zaczeło mulić...kilka godzin było mi niewyraźnie, a potem się zaczęło...Masakra jakaś i też nie było mowy o wypiciu czegokolwiek, bo zaraz lądowałam w obięciach klozetu...Około 24:00 poczułam pragnienie i tak, przez całą noc, małymi łyczkami nawadniałam się, ale o jedzeniu nadal nie było mowy. Rano góra zamieniła się z dołem i z kolei nie mogłam wstać na zbyt długo z tronu...suchy chleb i woda. to moje dzisiejsze posiłki. Po południu skończyły sie randki z kibelkiem, ale za to rozbolał mnie żołądek (wcześniej paradoksalnie nie bolał) i znowu męka...Oszaleć idzie.
Żeby było "weselej" po południu M. zameldował, ze się źle czuje i absolutnie nie ma ochoty na żadne jedzenie, bo mu niedobrze...On przynajmniej moze podratować sie jakimiś medykamentami, bo jak poszedł do apteki po cos dla mnie, to nie było chętnych żeby cos polecić dla kobiety w ciąży :(