Kobieta w WarszawieKategorie: Praca i kariera, Podróże, Żyj chwilą Liczba wpisów: 4, liczba wizyt: 24080 |
Nadesłane przez: plascynacja dnia 11-06-2015 20:21
Nie lubię gotować w poniedziałki….lodówka pusta po weekendzie, a do tego mój Ci on przyjechał, więc….była okazja zjeść coś dobrego na mieście!
Tym razem zawitaliśmy prawie po sąsiedzku do maleńkiej restauracji na ul. Wawelskiej – ACETO BALSAMICO, by we włoskim klimacie zjeść późny obiadek!
Na samym wejściu zrobiło się miło…malutkie miejsce, skromne i przyjemne.
Na kontuarze szparagi! A jakże, w końcu sezon w pełni! Wina, przysmaki włoskie…
Menu sezonowe – oczywiście szparagowe: tagiatelle na kilka sposobów! Dlatego też bez dłuższego namysłu wybrałam Tagiatelle ze szparagami i włoskim boczkiem. On zaś iście włoską pizzę – na sprawdzenie, czy faktycznie będzie inna od tych z sieciówek typu Pizza hut czy Dominos. Zaraz po złożeniu zamówieniu kucharz wyleciał z kuchni po szparagi! Wiedziałam, że to dla mnie już pichci :) Jedzonko wjechało bardzo szybko. Mimo, że mój makaron nie wyglądał przebojowo (wręcz skromnie) to w kwestii smaku REWELACJA.
Troszkę zawiedziona tym co zobaczyłam, szybko przekonałam się, że pozory mylą! Delikatne szparagi w sosiku, odrobina boczku…i ten makaron! Super! Pizza – jak dla mnie bez szału (ale nie jestem fanka pizzy), zaś M. był bardzo zadowolony i podkreślał „inność” i „subtelność” ciasta.
Będąc we włoskiej restauracji musiałam spróbować panna cotty. Polecono mi wersję Panna cotta w sosie z owoców leśnych. Panna cotta niesamowicie delikatna, kremowa...Do tego cappuccino i hmmmmmm….bosko! Tylko tyle mogłam odpowiedzieć obsługującej nas Pani! Obiadek udany!
Polecam ACETO BALSAMICO – włoska kuchnia ul. Wawelska 60 na warszawskiej Starej Ochocie - za jedzenie, swojski klimat i kucharza kukającego na klientów!
Moja ocena:
Jedzenie: 4/5
Miejsce: 4/5
Serwis: 5/5
Cena: Danie dla dwojga, kawa, piwo, deser i aperitif – 89 zł
Nadesłane przez: plascynacja dnia 09-03-2015 15:14
W sobotę po długim spacerze po starówce, powędrowaliśmy na Pl. Zbawiciela. Dotychczas tylko na kawkę lub winko tam wpadałam…do Charlotte czy Bastylii. Ale teraz mieliśmy wielkiego głoda. Cała ekipa wycieczkowa stawiała na „Chińczyka” - przyp. tanie danie w stylu wietnamskim, chińskim, tajskim ;-)
Ktoś rzucił hasło o knajpce na piętrze….QUE HUONG nad Caffee Karma. Aż dzisiaj sprawdziłam, co to może znaczyć: QUE HUONG = DOM.
Przyjrzyjcie się dobrze temu neonowi....ale to bardzo dobrze!
Już? Ok, przejdźmy do rzeczy!
...
Pierwsze wrażenie po wejściu: brzydkie akwaria, ale z ładnymi rybkami. Wystrój iście komunistyczny – ale…nie raz jadałam w po-PRL’owskich barach mlecznych i było pysznie. Ludzi sporo: nei tylko wietnamskich pobratymców ;-) Więc, zgodnie z zasadą, skoro ludzi sporo i jedzą, znaczy dobrze jeść dają…
Zamówiliśmy: Ja: makaron chiński z krabem + kawa, Inni: makaron sojowy z kurczakiem, sajgonki, kurczak w sezamie, makaron sojowy z krewetkami.
Zamówienia: można złożyć tylko przy barze. OK! Ale…ciężko było się porozumieć…
Jedzenie na stół: i tu się zaczynają schody…każdy dostał jedzenie o innym czasie, więc jedni już jedli, inny patrzyli, jedni kończyli drudzy zaczynali. Co ciekawe: każdy dostał danie na innym talerzu :-) PO prostu przegląd zastawy stołowej z ostatnich 30 lat! Mi się dostał GS! Tak, taki jak w restauracjach miejsko-wiejskich z mojego dzieciństwa. Urocze? TAK! Gorzej z tym, co widniało na talerzu: KRAB to były paluszki surimi, które jak wiadomo, koło kraba nie leżały, a są mielonką z rybich resztek. Makaron – jak z popularnej w czasach studenckich zupki chińskiej. I reszta „niby warzywa”….Ohyda! Nie wyglądało, nie pachniało, nie smakowało…
Wybaczcie kiepską jakość zdjecia, ale uwierzcie mi....jakakolwiek by nie była, nie zrobi już gorszego wrażenia :-)
Kawa - nawet to da się zepsuć, bo gdzie w knajpie dają rozpuszczalną kawę??? Ale nie tylko ja miałam pecha.
I tak by można długo, ale nie ma co rozpamiętywać niemiłych chwil. Tak więc, nasza przygoda kulinarna na Placu Zbawiciela była fatalna! Podsumowując QUE HUONG znaczy dom, ale w tym „DOMu” uwierzcie mi, nie chcecie jeść…
Moja ocena:
Jedzenie: 0/5
Miejsce: 0/5
Serwis: 1/5
Cena: „kawa’ + „danie” – ok. 22 zł
Ciekawostka:
Przy Placu Zbawiciela, gdzie wpada ulica Marszałkowska, tuż obok Salonu Lodowym Corso (cóż za oldschoolowa nazwa) jest brama wjazdowa do starej kamienicy, w niej po dwóch stronach gablotki (pewnie kiedyś triumfowały tam kapelusze, buty czy inne precjoza), z których jedna robi za „MINI GALERIĘ” sztuki :-)
Obecnie widać w niej kompozycję Mirelli von Chrupek: trochę tandetną, przerysowaną, super różową i plastikową. Z jednej strony słodka, z drugiej dziwnie niepokojąca – jakby ten różowy obrazek miała zniszczyć czarna, zła otchłan. Albo jakby zaraz miała przyjść….BUKA :-)Ale taka właśnie jest miłośniczka laleczek – Mirella von Chrupek. Jej światy – zazwyczaj bajkowe, oniryczne, zminimalizowane i zamknięte za szybką możecie teraz zobaczyć przy Placu Zbawiciela. W roli głównej – MUMINKI! Warto zajrzeć za szybkę ;-)
Nadesłane przez: plascynacja dnia 15-02-2015 13:26
Zdj. dziurkaodklucza.com.pl
Zaplanowaliśmy z moim M. wspólny piątek 13-go. Powoli, bez pośpiechu, z dobrym jedzeniem i fajną rozrywką. I tak w drodze do planetarium w Centrum Nauki Kopernik trafiliśmy do restauracji DZIURKA OD KLUCZA. Miejsce – bardzo przytulne, wystrój iście „kobiecy”, w bardzo przyjemnych zestawieniach kolorystycznych: fiolety, szarości, blue. Zapach hiacyntów stojących na stolikach przypomniał mi, że już tuż tuż wiosna…do tego świeże warzywa maszerujące wzdłuż kontuaru do sałat, makaronów i zup, w których rychło skończą! Po prostu miło, ale nie banalnie dzięki wielu parom drzwi, klamek i abażurom stanowiąych wystrój.
Zdecydowaliśmy się na PAPPADRELLE z kurczakiem, pesto bazylikowym, miodem, serem Grana Padano, w sosie śmietanowym – mój M. i MACZARON z krewetkami, szynką parmeńską, pesto z czerwonych pomidorów, z czosnkiem, szalotką, białym winem w sosie śmietanowym – ja. Mnie oczywiście skusiła nowinka czyli MACZARON – makaron barwiony atramentem ośmiornicy. Lubię nowości, chociaż nie powiem – nie raz zapłaciłam niezadowoleniem za swoje „eksperymenty” i ciekawość nowych smaków!
Na jedzenie czekaliśmy kilka minut – mieliśmy to szczęście, że siedzieliśmy z boku kontuaru i widzieliśmy kuchnię „od kuchni” :-) Oczywiście zaglądaliśmy kucharzom „przez ramię” A kucharze, swoją drogą, niczego sobie ;-) Cała ekipa: kucharze i obsługa młoda, sympatyczna i nienachalna. Miło siedzieć w miejscu przyjemnym dla oka, ducha i….kubków smakowych, jak wkrótce się okazało.
Danie „wjechało” na stół szybko i byliśmy nieco zaskoczeni – pozytywnie zaskoczeni! Moje pierwsze wrażenie: ładnie podane, ale mało!!! Szybko okazało się, że to złudne wrażenie. W MACZARONIE było sporo krewetek (zazwyczaj „coś’ z krewetką to dużo „czegoś” i 3 ostentacyjne krewetki na szczycie) Tu było inaczej! Do tego sporo pysznego sosiku i moja ukochana rukola, która nadała świeżości i "zęba" całemu daniu! Danie lekko słodkie, lekko pikantne – IDEALNE! Sam maczaron – ciekawie wyglądający. To mój pierwszy czarno-granatowy makaron w życiu! Zanim trafił na mój talerz, suszył się w restauracyjnej kuchni, zwisając swobodnie nad głowami kucharzy :-)
M., choć nie jest zwolennikiem wszelkich „kluch i makaronów”, był bardzo zadowolony z PAPPADRELLE z kurczakiem! Ale to bardzo bardzo! Na tyle bardzo, że uśmiechał się do talerza, a w jego przypadku to wyraz największego uznania wobec dania! :-) Jego danie było naprawdę wyborne, i gdybym miała wybrać jeszcze raz – skusiłabym się na to właśnie PAPPADRELLE! Wyraźny smak bazylii, słodko-pikantny sos i kurczak. Sam makaron zaś bosko delikatny (nie rozgotowany, o nie!) Wyborne!
I tak w końcu po wielu nieudanych ostatnio próbach jedzeniowych znaleźliśmy coś wybornego w smaku, niezobowiązującego w stylu i w miłej okolicy – DZIURKA OD KLUCZA, ul. Radna 13, Warszawa Powiśle. POLECAM!
Moja ocena:
Jedzenie: 4/5
Miejsce: 4/5
Serwis: 4/5
Cena: Danie dla dwojga, kawa, zimny napój – 96 zł
P.S. Dzisiaj planujemy zrobić swój makaron skoro M. już się przekonał do "kluch i makaronów" ;-) Co prawda nie mamy na stanie ośmiornicy, która by nam zabarwiła makaron na maczaron, ale i tak będzie pysznie!