Od dłuższego czasu w moim związku się nie układa.Mamy z partnerem dziecko...ale czy to podstawa do tego by być ze sobą i tworzyć rodzine?Jestem poniżana,upokarzana,wyzywana a czasem bita.Nie mam siły już na nic...Każde mój krok to pretekst do awantury.Jestem kobieta,mam dziecko to mam siedzieć w domu,sprzątać a brudzi bardziej od dzieck,,gotować,prać,zajmować się dzieckiem i uprawaić seks jak on ma ochotę.Wiecznie słyszę że jestem rorzutna(a kupuje tylko potrzebne rzeczy i to za swoje pieniądze),że mam kochanków,że pewnie nie chodzę na zajęcia tylko nie wiadomo co robię.Już nie wspominając o tym,że po co mi szkoła i muszę prosić znajomych o pomoc bo np w piatek wieczorm mówi mi,że nie zamierza zając się dzieckiem.Robi mi na złość.Coraz więcej rzeczy mi zabrania i coraz bardziej kontroluje.A jak przyjdą jego znajomi albo rodzina to jest jeszcze gorzej:(Przy mojej rodzinie i znajomych gra czułego i kochanego.Chcę od niego odejść i prawdopodobnie uda mi się to już w maju a jak nie to na początku czerwca.Chcę żeby moje dziecko nie słuchało awantur,nie patrzyło jak matka płacze.A z tygodnia na tydzień mam coraz mniej siły i chęci.Przekłada się to na to że prawie nic nie jem,żyje w stresie,zaczynam mieć mniej cierpliwości do dziecka.Nie potrafię się cieszyć niczym.Plan wyprowadzki układam sobie po woli i po cichu.A jeżeli ktoś o tym wie to słyszę że facet może się zmienić,że nie chce tego ratować,że jestem egoistką bo myślę o sobie,a nie o dziecku które bardzo kocha ojca i go uwielbia.Że powinnam patrzeć na dziecko a nie na siebie.
Ja chcę odejśc bo nie chcę tak życ.Jestem młodą osobą i wydaje mi się że bedzię lepiej jak będziemy sami ja i moje dziecko.Czy dobrze chcę zrobić ?A może na prawdę jestem egoistką?