Wyrosłam w takiej tradycji, że Święta i Wigilia są okresem wyjątkowym. I wszystko co jest wtedy na naszym stole powinno być przygotowane samodzielnie. Pamiętam z dzieciństwa ile frajdy sprawiało mi pomagania mamie w gotowaniu, pieczeniu i przygotowaniu. Taka praca przybliżała nas do świąt i sprawiała, że oczekiwanie też miało swoją magię.
Dlatego na moim rodzinnym stole nigdy nie pojawiały się "gotowce". Uszka robię sama, barsz od podstaw czy śledzie również. Zupę grzybową także. Ryby, mięsa, kapustę z grochem, ciasta sama piekę i gotuję. Nawet wędliny które są na święta nie są kupne.
A jak jest u Was? W jakich potrawach wspomagacie się "gotowcami", a co robicie samodzielnie?