Wydaje mi się, że musi się jeszcze trochę zmienić mentalność Polaków w tym względzie, wielu z nas niepełnosprawnych szufladkuje, lub po prostu nie wie jak się zachować w ich towarzystwie by nie urazić/obrazić. W Danii na przykład zdażało mi się widywać w nocnych klubach młode osoby na wózkach inwalidzkich, u nas chyba nierealne z wielu względów. Miałam na roku kolegę, który poruszał się o kulach. Przez 5 lat studiów jego Mama dzień w dzień przychodziła z nim na uczelnię i cały czas stała pod salą wykładową. Jeśli musiała już gdzieś wyjść to oczywiście szukała kogoś kto chłopakowi pomoże. Na pierwszym roku rozumiem. Na kolejnych było to dla nas strasznie dziwne, a nawet chore. Wszyscy staraliśmy się mu pomagać (jak wychodził z sali trzeba mu było podać kule, wziąć plecak, pomóc przejść przez korytarz) dla każdego z nas było to normalne, że jest to nasz kolega i mu pomagamy, rozmawiamy, dla jego Mamy już nie. Ona załatwiała mu od nas notatki (miał też problem z pisaniem) - jakby on nie potrafił z nami rozmawiać, na egzaminie potrafiła otwierać drzwi od sali i wkładać głowę, żeby zobaczyć, zrobiła z niego kalekę pod względem psychicznym. Uzależniła go od siebie i nie chodzi tu o fizyczność, bo wiem, że pewnych rzeczy nie był w stanie zrobić sam, ale kiedy jej zabraknie to nie wiem czy on będzie umiał za rachunek zapłacić. Dla porównania na pierwszym roku był też drugi chłopak o kulach. Na uczelnię przyjeżdżał sam, został naszym starostą, chodził z nami "na piwo", żył normalnie, tyle, że o kulach. Potem zrezygnował z tych studiów ale to już inna historia.