Szymcio od urodzenia nie tolerował mleka krowiego. Każde moje spożycie czegoś, co zawierało nawet śladowe ilości białka mleka, kończyło się u niego strasznym płaczem (to nie był zwykły płacz, a wrzask, jakby go ktoś ze skóry obdzierał), kurczeniem nóżek, prężeniem się, ogólnie rzecz biorąc strasznym cierpieniem... Unikałam więc jak ognia mleka, czytałam etykietki ze składem, żeby tylko uniknąć tego cierpienia... Za namową naszej forumowej koleżanki, kilka dni temu postanowiłam spróbować odrobiny maślanki, żeby go jednak troszkę do tego nabiału jakoś przyzwyczajać. Z Espumisanem dla niemowląt w ręku tylko czekałam na reakcję. I co? NIC. Szymcio ozdrowiał. Następnego dnia znowu napiłam się maślanki i znowu nic. Później spróbowałam jeszcze plasterek żółtego sera i też nic. Jak to możliwe? Może coś co pani doktor zdiagnozowała jako alergię na białko mleka krowiego było zwykłymi kolkami?
Bardzo się cieszę oczywiście z tego powodu, że Szymusiowi nic nie jest, ale strasznie to dla mnie dziwne. Spotkaliście się z czymś podobnym?