Ja akurat nie narzekam na miesiączkę, tylko na ból, to chyba jest jakaś różnica :) Lubię swój cykl miesiączkowy, dobrze go znam, wahania hormonów bardzo mocno wpływają na mnie i jestem zachwycona jak to się w naturze wszystko pięknie układa - ale bólem cieszyć się nie umiem, sorki borki ;)
Swoje zęby też lubię mieć, ale nie lubię, jak bolą ;)
Natomiast potrafię sobie wyobrazić, jak mogły czuć się kobiety po tamtych starodawnych pigułkach, z zawartością hormonów jak dla konia. Ja brałam (współczesne) pigułki zaledwie parę cykli, i poza tym, że rozpierniczyły mi wątrobę (badajcie dziewczyny, ja objawów nie miałam, tylko wyniki badań krwi wykazały że mi pigułki nie służą), to czułam się jakbym miała permanentny PMS. Czyli to, co mam teraz 3 dni przed okresem (wybuchowość, płaczliwość, nieszczęśliwość, brak ochoty na seks, pesymizm, bolesność piersi) miałam caluśki miesiąc.
W ogóle to bardzo szanuję mojego męża za to, że dla mojego zdrowia ani nie mruknie na temat pigułek. Mam się nie truć, no kocha mnie bydle jedno :)