Oglądałam ten program. I wiecie co mi się nasunęło?
Otóż wszystkie niepowodzenia w relacjach , nauce, i postępach dzieci ostatnio tłumaczy się naukowymi schorzeniami. wymyśla się jakieś "nowe" wady i schorzenia.
A moim zdaniem to tylko i wyłącznie brak bezpośredniego kontaktu rodziców z dziećmi. Brak rozmów z nimi, brak wspólnych zabaw.
Przecież nie od dziś wiadomo, że rozmowy, czytanie bajek, opowiadanie ich pobudza dzieci do rozwijania mowy , fantazjowania, rozszerza ich słownictwo i kształtuję poprawną wymowę.
Jeśli rodzice ciągle pracują, nie uczestniczą aktywnie w życiu dziecka, to z kim ono ma rozmawiać. Od kogo ma nauczyć się jak rozmawiać. Jeśli rodzice zbywają dzieci półsłówkami, to skąd ono ma umieć rozmawiać całymi zdaniami. Jeśli nie rozmawiają z dziećmi o tym co było i co będzie , to jak dziecko ma nauczyć się posługiwać czasami. Jeśli rozmowy ograniczają tylko do wydawania poleceń , to dzieci też tak robią. I skrótowo myślą i skrótowo mówią.
A więc nie doszukujmy się "chorób" u dzieci tylko popatrzmy na siebie i likwidujmy swoje cywilizacyjne "choroby". A tedy i dzieci bedą zdrowe i nie będą wymagały opieki psychologów.