niedawno na nk odnalazłam przyjaciółkę z podstawówki i przedszkola.Byłyśmy nierozłączne ponad 10 lat.Gdy byłyśmy w 4 klasie zmarła moja babcia a miesiąc później zmarła mama Gochy.Była po 2 usunieciach piersi.Do dziś pamiętam ją jak wyglądała w trumnie.
Rozmawiałam z Gocha co się zmieniło u nas w ciągu tych lat.Okazało się , ze ma 13 letniego syna i jest po rozwodzie.Gdy mały miał 8 lat dowiedziała sie, że ma raka mózgu.I to właśnie wtdy mąż od niej odszedł.Opowiadała mi jaki jej syn był dzielny, jak sam chodził do szkoły i wracał(mieszka w warszawie) robił zakupy , zajmował się domem gdy ona leżała w łózku.Będąc jeszcze małym dzieckiem musiał stać się dorosłym.
Na czas gdy była w szpitalu dzieckiem zajmował się jego dziadek a ociec Gochy.Ale nie mógł długo tam być bo ma gospodarkę i sam jest chory.Obecnie z nią jest ok, jest zdrowa pracuje, poznała faceta ale wizja choroby nadal nad nią wisi.
Bardzo podziwiam jej syna.A jej byłego..... bez komentarza.
Niedawno też umarła ciocia mojej siostry.Miała raka mózgu ale został on wykryty bardzo późno.Rodzina nie powiedziała jej , ze to rak.Ale ona sama na kilka dni przed śmiercią sama mówiła, że domyślasię, że to rak i dobrze, że jej o tym nikt nie mówi.Chciała tylko ze wszystkimi się pożegnać.
Rok temu zmarł kolega mojego męża.Miał raka odbytu.Kilka lat żył ze specjalnym woreczkiem.Jeździł motorem i sam się smiał, że ten worek teraz ułatwia mu życie bo nie musi się tak często zatrzymywać "na stronę".Niestety rak przeżucił się na szczękę, którą mu usunięto .Niestety po tym zabiego nie udało mu się wyzdrowieć.
Znam bardzo dużo osób które chorowały na raka i żyją lub niestety nie udało się ich uratować.To czy mówić o raku to zależy od indywidualnego przypadku.Jeśli wiadomo, że rak jest nieoperacyjny i nie zostało już człowiekowi dużo czasu to chyba lepiej nie mówić.